Poranieni
Rodzisz dziecko. To najpiękniejsze, co może Cię spotkać. Spełnienie się jako matka, jako ojciec. Chcesz jak najlepiej dla swojego dziecka, więc opiekujesz się, pilnujesz, żeby zdrowo rosło, żeby nie zrobiło sobie krzywdy. Przytrzymujesz rogi stołu, kiedy dziecko biega, żeby nie uderzyło się w główkę, łapiesz je, kiedy zjeżdża ze zjeżdżalni, kupujesz witaminowe żelki i dbasz o to, żeby zdrowo jadło.
Wkładasz również mnóstwo wysiłku w wychowywanie swojego dziecka. Widzisz, że coś jest nie tak z jego zachowaniem. Prosisz, żeby poszło w prawo, dziecko idzie w lewo. Nie reaguje na prośby, robi odwrotnie, często masz wrażenie, że robi na przekór, że robi na złość specjalnie. Jest Ci przykro. Nie rozumiesz, DLACZEGO dziecko tak się zachowuje. Często płaczesz z bezsilności. Otrzymujesz negatywne informacje na temat swojego dziecka od innych. Od bliższej i dalszej rodziny, od znajomych, od szkoły. Często płaczesz z bezsilności. Przecież się starasz. Robisz, co w Twojej mocy, aby wychowywać jak najlepiej. Obwiniasz się i jesteś obwiniana/obwiniany za nieumiejętne wychowywanie.
Pewnego dnia dowiadujesz się, że dziecko ma ADHD. Jeśli masz to dobrze wytłumaczone, rozumiesz już, że to nie są błędy w Twoim wychowaniu oraz, że ono nie jest złośliwe, tylko ma deficyty. Jeśli podejmujesz naukę, dowiadujesz się jakie są objawy. Być może odczuwasz lekką ulgę, że to nie jest wina dziecka, ani Twoja. Starasz się zmienić swoje podejście. Starasz się wspierać i zaczynasz walkę z całym światem o zrozumienie i życzliwość dla dziecka.
Starasz się tłumaczyć sobie, że te zachowania nie są wymierzone przeciwko Tobie, że dziecko Cię kocha, tylko czasem inaczej nie potrafi. Niby to wszystko wiesz. Jednak ból pozostaje. Zachowania Twojego dziecka Cię ranią. Ranią do krwi, ranią prosto w serce. Tak zranić może Cię tylko osoba, którą kochasz bezgranicznie i bezwarunkowo. Dziecko Cię obraża, bluźni do Ciebie, wykrzykuje, że jesteś najgorszą mamą lub najgorszym tatą na świecie, nie okazuje Ci szacunku, łamie obietnice. W wybuchu złości zdarza się, że Cię kopnie lub uderzy. To strasznie boli. Nie chcesz brać tego do siebie. Pracujesz nad jego zachowaniami, chodzicie na terapię, konsultujesz się z psychologiem, stosujesz wskazane metody wychowawcze. Wiesz, że aby zadziałały, potrzeba czasu i konsekwencji.
Jednak te zachowania Twojego dziecka są Twoją codziennością i ranią. Ranią do żywego. Ty okazujesz całe serce, a dziecko odpłaca Ci bólem. Miewasz momenty bezsilności. Czujesz, że już nie dasz rady. Jesteś rozerwana, bo z jednej strony rani Cię dziecko, a z drugiej walczysz ze światem, aby świat nie ranił Twojego dziecka. Można zwariować.
Nie wariujesz, bo wiesz, że nie możesz sobie na to pozwolić. Tak, czasem trafiasz do psychologa, gdy już jesteś u kresu sił, żeby się wzmocnić. Wiesz, że musisz być silna/silny, aby pomagać swojemu dziecku stawić czoła wrogowi o imieniu ADHD.
Do przelania tutaj moich przemyśleń zainspirowały mnie rozmowy z rodzicami w tym tygodniu. Rodzice ADHD-ków są poranieni. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale nikt też nie mówił, że będzie aż tak trudno.
Tak naprawdę, nie mamy wyjścia, musimy iść dalej. Szlochamy w poduszę, kiedy dziecko śpi. Chcę, żebyś wiedziała mamo, żebyś wiedział tato, że jest z Tobą wszystko w porządku. Takich płaczów, jak Twój jest tej nocy więcej. Rób to, co robisz do tej pory z wiarą, że się uda. UDA SIĘ.
Wasza Małgorzata
Dziękuję.
Cieszę się Małgosiu że zaczęłaś zamieszczać nowe wpisy.
To co przeczytałam to jakbym czytała o sobie i moim synusiu.
Bardzo mnie boli fakt że jest co raz starszy bo ma już 15 lat ale jak uderza to naprawdę z ogromna siłą. A im więcej staram się zorganizować dla niego atrakcji tym jest gorzej. Nie potrafi być wdzięcznym, potrafi o drobiazg zrobić ogromną awanturę, nie przebierając w słowach, silnie raniąc. Nie żebym żałowała że mam dzieci ale na pewno jestem bardzo zmęczona macierzyństwem.
Cieszę się że mogę tu się podładować twoimi radami. Po przeczytaniu twoich wypowiedzi, dostaję energii na następne dni.
Niczego bardziej nie pragnęłam niż macierzyństwa. Teraz są chwile, że niczego bardziej nie nienawidzę niż właśnie jego. Nie ogarniam. Starszy syn z deficytem koncentracji jakoś funkcjonuje, choć też bywa różnie. Ale młodszy… młodszy prócz ahdh ma cukrzycę typu 1 i niedosłuch. 3 pierwsze lata jego życia to była ciągła walka, żeby nosił aparaty. I wieczne szukanie ich po lesie, chodnikach, nawet na cmentarzu w święto zmarłych, bo wyrzucił. W 5tym roku życia wykryto cukrzycę, dostał pompę insulinową. Mało nie postradał życia, kiedy rozbroił pompę i podał sobie 30krotną dobową dawkę insuliny naraz.
Wiosną tego roku poddałam się, bo już mi brakuje oczu i rąk, a on zamiast wyrastać to jest coraz trudniejszy. Dopuściłam do siebie myśl, że bez leków sobie nie poradzimy. Dostał medikinet 5mg. Efekt zerowy. 10mg – ogólnie posmutniał, ale podobno w przedszkolu panie w miesiąc zrobiły z nim więcej programu niż przez kilka miesięcy od początku roku szkolnego. Tyle, że lek działał 6 godzin, a potem wszystko wracało do punktu wyjścia. Próbował wychodzić oknem z pierwszego piętra, uciekał w centrum handlowym. Psychiatra nie chciała rozłożyć medikinetu na 2 dawki, zmieniła na haloperidol. Po halo był po prostu śnięty od rana do wieczora. Nie przeszkadzało mu to broić, nie pomagało się skupić. Teraz zmieniliśmy znów na concertę. Trochę niepokoi mnie, że co wizyta to inny lek, brak jakiejś spójności i być może pomyślimy o zmianie lekarza, ale póki co jest 2go dzień na Concercie i jestem absolutnie zdołowana. Wczoraj płacz. O wszystko od rana do późnych godzin nocnych – totalna histeria. Dziś o tyle lepiej, że już nie wyje co chwila, ale nadal chodzi nakręcony, zasypiał bardzo długo i co chwila się wybudza. I znowu czekam na cud ryjąc nosem ziemię, przede mną kolejna zarwana noc, choć w akcie desperacji podałam melatoninę.
Przyjaciele? Nie zliczę tych, którzy już odeszli, pozostali chętnie widzą mnie, ale bez dzieci, a wszyscy uważają, że brak mi konsekwencji i nie umiem wychowywać dzieci. I nie rozumieją, dlaczego się odsuwam, wyłączam.
Boję się każdego kolejnego dnia.
Pozdrawiam.
super wpis
Jak zwykle WSZYSTKO TRAFIONE. Tylko czasem jak się ten płacz i ból mnoży razy kilka to trudno się nie załamać i zebrać siły.
Mimo ataków ze strony rodziny, nauczycieli jeszcze mam siłę myśleć (dzięki Bogu), ze wolę ich takimi niż nieuleczalnie chorymi na wózku itp. Wiem chore…. ale czasem jak już nie ma co Cię trzymać w pionie to dobre i to…
A gdyby społeczeństwo było inne każdemu byłoby lepiej. Bo co nauczycielce przeszkadza, że ściągnął pod ławką pantofle (skoro nic nie „pachnie”)…albo, że „bawi się” temperówką kiedy słucha jak im opowiada na lekcji, bo dzięki temu to zapamięta…. Świadomość społeczna i niewiedza w temacie to największy problem współczesnego społeczeństwa i ta nieodparta chęć krytykowania i oceniania innych… Ludzie ludziom taki los zgotowali:-(
Pozdrawiam Małgosiu